beata.pokrzeptowicz beata.pokrzeptowicz
1870
BLOG

Jugendamt – obława na dzieci

beata.pokrzeptowicz beata.pokrzeptowicz Społeczeństwo Obserwuj notkę 58

Jugendamtobława na dzieci

czyli historia polskiej matki z Würzburga / Niemcy

Historia jak wiele. Polka przyjechała do Niemiec i wyszła za mąż za niemieckiego obywatela. Urodziła najpierw syna, Saschę S. Okazało się, że mąż ma problemy psychiczne (napady agresji i depresji, stosuje przemoc), co stało powodem m.in. do zwolnienia go z pracy. Skierowano go na oddział psychiatryczny (kilka razy), gdzie przepisano mu odpowiednie lekarstwa.

Mimo tego regularnie stosował przemoc wobec żony, bił ją i poniewierał. Potem nawet zaczął znęcać się nad dziećmi – gdy syn moczył się lub narobił w majtki, wycierał mu nimi twarz.

Po narodzinach córki, Marianny sytuacja stała się nie do zniesienia, dlatego, dla dobra dzieci (żeby je chronić przed napadami męża) postanowiła odejść od niego. Podczas sprawy rozwodowej sąd rodzinny włączył Jugendamt Wittmund, żeby wydać opinię o rodzinie.

Po wyprowadzce Polki ze wspólnego domu, mąż postanowił się na niej zemścić i wobec Jugendamtu składał fałszywe zeznania, że matka daje dzieciom lekarstwa na uspokojenie, że nie daje sobie rady z nimi, że je zamyka w pokoju na cały dzień, że biega za synem z nożem czy bije dzieci.

Ponadto twierdził, że cały dzień zadaje się ona z jakimiś mężczyznami, a dzieci są u znajomych. Jednakże syn Polki dokładnie sobie przypomina, że to nieprawda. Chłopak pamięta też, że ojciec zabronił matce chodzenia na kursy j. niemieckiego czy studiów czy jakiegokolwiek kształcenia się, żeby go nie opuściła. Groził jej także, że zabierze jej dzieci, gdyby chciała go opuścić, a ją samą wydalą do Polski.

Były mąż zaczął ją nawiedzać, kontrolować i znowu jej grozić, dlatego poszła zgłosić to na policję. Niemiecka policja, której mąż kobiety był znany (usamodzielnił się i pracował w mieście jako dozorca) najpierw ją wyśmiała i powiedziała jej, że „jest Polką i w Niemczech nie ma żadnych praw”.

Jednak pewnego dnia po napadach byłego męża policja musiała jednak wydać mu nakaz opuszczenia mieszkania Polki, ale zwlekała z potwierdzeniem tego w sądzie.

Jugendamt składał niespodziewanie wizyty Polce, ale nic negatywnego nie mógł stwierdzić.

Polka postanowiła przenieść się (z północnych Niemczech) bardziej na południe i zamieszkała w okolicach Wuppertal, niedaleko rodziny.

Wtedy włączyli się teściowie Polki, którzy wsparli syna w atakach na synową.

Za ich sprawą Jugendamt ponownie zjawił się u Polki i zaproponował jej pomoc, bo rzekomo nie radzi sobie z dziećmi, a nie miała jeszcze wszystkich mebli po przeprowadzce, konkretnie w salonie brakowało szafy, bo Polka najpierw urządziła kuchnię i pokoje dzieci.

Jugendamt naciskał, żeby Polka podpisała wniosek o przyznanie pomocy Jugendamtu, na co Polka nie chciała się zgodzić. Sprawa rozwodowa była w toku, a Jugendamt groził, że jak tego nie zrobi, to straci i prawa rodzicielskie i dzieci.

Najpierw Jugendamt pisał pozytywne sprawozdania, ale potem wysyłano kontrolę do jej mieszkania, zabierano ją wraz z synem na jakieś różne przymusowe diagnostyki, efektem których było tylko to, że syn zamiast zacząć naukę w szkole – jak wszystkie inne 6-latki w Niemczech - był cały czas diagnozowany w różnych ośrodkach, a miał traumę po przeżyciach z ojcem. Jugendamt prowadził rozmowy z lekarzami (psychiatrii), a matka (mimo, że była w posiadaniu praw rodzicielskich) nie miała się tam wtrącać, dlatego rozmowy te prowadzono za jej plecami.

Polce, mimo że kooperowała z Jugendamtem, odebrano na podstawie ekspertyzy dyplomowanego-pedagoga (sic!), prawa rodzicielskie do syna i przekazano go ojcu, który w ciągu następnych 9-ciu lat kierował syna do różnych ośrodków finansowanych przez Jugendamt, jako że nie chciał się nim zajmować. Zarówno cała procedura odebrania praw rodzicielskich jak i sporządzania ekspertyzy odbyła się bez tłumacza.

Stosunki między synem a ojcem były – mówiąc łagodnie - katastrofalne, chłopak był dręczony, bity, zaniedbany, nie dostawał jeść ani kieszonkowego, musiał sam sobie radzić na ulicy, zaczął najpierw palić, a potem z głodu kraść jedzenie.

Chłopak zawsze i wszystkim powtarzał, że chce powrócić do matki. Jugendamt przydzielał mu wtedy opiekunów i terapeutów, którzy mieli za zadanie „wyleczenie” go z tego życzenia, np. w taki sposób, że w domu dziecka, gdzie przebywał „wychowawcy” mówili mu wprost, że dzieciom z sierocińca i tak nikt nie wierzy lub że dzieci z sierocińca i nie mają żadnych praw.

Matce sąd rodzinny przyznał co prawda kontakty z synem (miały trwać godzinę, co 4 tygodnie i pod nadzorem), ale nierzadko w ostatniej minucie Jugendamt odmawiał lub na dzień przed spotkaniem, jak wykupiła już bilet i prezenty, zawiadamiał ją, że spotkanie z dzieckiem się mnie odbędzie. Spotkania z dzieckiem poprzedzone były poniżającymi rozmowami z Jugendamtem, który zmuszał do podpisywania „umowy” dot. określonych przez ten Jugendamt zasad i reguł kontaktowania się z dzieckiem, które były niczym innym jak listą kategorycznych nakazów i zakazów, a złamanie któregokolwiek z nich groziło natychmiastowym zerwaniem kontaktów z dzieckiem. Często, jak Polka zjawiała się w ośrodku dziecka najpierw ją wyśmiewano i odsyłano na inne terminy, także musiała się ona bardzo starać o potajemne kontakty, przynajmniej telefoniczne. Jeżli dochodziło do kontaktów, twierdzono, że mówiła ona dziecku, że je zabije i zmuszano do podpisywania deklaracji, że nie będzie już dziecku tego mówiła.

Pewnego dnia przyjechała nagle kobieta z Jugendamtu z policją i „zapakowała” Polkęz córką do auta, po czym zawieźli jedo szpitala i pod przymusem zamknęli na parę dni, podobno na badania. Tam był jakiślekarz z Indii, porozmawiał z Polkąi poradził żeby szybko zniknęła do Polski, jak tylko będziemogła i oficjalnie wypisał ją ze szpitala.

Kobieta z Jugendamtu była wściekła, bobadania nic złegonie wykazały. Wtedy powiedziała że trzeba dziecku zrobić badania pod narkozą.

Jak Polka to usłyszała, to jeszczetego samego dnia córkę wywiozła do Polski (miała do niej wyłączne prawa rodzicielskie, bo były mąż mimo jednoznacznego wyniku testu na ojcostwo, twierdził, że to nie jego dziecko.)

Po wyjeździe Polki z Niemiec z córką jeden ze znajomych, którego Jugendamt wezwał na rozmowędowiedział się, że dziewczynka była przeznaczona do adopcji. Jugendamtowi udało się już nawet uzyskać na to pisemną zgodę ojca dziewczynki, który nie chciał, żeby dziecko pozostało z matką.

Ponadto Jugendamt zażądał od tego znajomego, żeby podał polski adres Polki, jako że dziewczynka jest w rzekomym niebezpieczeństwie pod opieką matki, bo uciekła ona ze szpitala nie kończąc badań.

Jugendamtowi udało się w jakiś sposób uzyskać adres Polki, ale mimo wysyłania pism (poleconym) nie udało się odebrać Polce dziecka.

Po paru latach Polka wróciła do Niemiec, jako że miała nadzieję, że jednak uda się jej przynajmniej odzyskać kontakt z synem. Wysłała córkę na naukę do szkoły podstawowej, gdzie dziewczynka bardzo dobrze sobie radzi, ale ojciec – po tym jak zaczęła się starać o kontakt z synem - znowu nasłał Jugendamt, który i teraz regularnie ją nachodzi i naciska na podpisanie wniosku o udzielenie pomocy przez Jugendamt.

Tymczasem, po 9-ciu latach syn uciekł od ojca. Najpierw wylądował na ulicy, a po tym jak udało mu się odnaleźć matkę, zamieszkał z nią.

Jako, że chłopak skończył 15-lat Jugendamt nie daje spokoju i wywiera naciski na matkę, żeby ta przyjęła pomoc Jugendamtu.

Całkiem niespodziewanie ojciec pisemnie przepisał wszystkie prawa rodzicielskie do syna na jego matkę, ale... Jugendamt uważa, że nie powinna ona posiadać wyłącznych praw rodzicielskich do syna (i do córki), bo sobie z dziećmi nie poradzi, dlatego powinna ona podpisać wniosek, że zgadza się na pomoc Jugendamtu.

Rozprawa sądowa w tej sprawie odbędzie się 8 listopada 2016r.

Po raz pierwszy Polka „zaprosi” na rozprawę przedstawicieli polskiego konsulatu oraz tłumacza przysięgłego.

Czy uda jej się uzyskać prawa rodzicielskie do syna i nie stracić praw do córki ?

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo